Zapewne wielu naszych czytelników zastanawia się, jakie prognozy ma przed sobą branża wynajmu sal na szkolenia czy konferencje. Z informacji, które do nas docierają, można by wnioskować, że choć wszyscy szykują się na cięższe czasy, żywią nadal cichą nadzieję na możliwie szybki powrót do normalności.
Prawdę mówiąc, w aktualnej sytuacji trudno ten optymizm podzielać. A oto dlaczego.
1. Obostrzenia są bardzo rygorystyczne.
Większość ludzi z branży zna je już prawdopodobnie na pamięć (dla niewtajemniczonych - https://www.gov.pl/web/rozwoj/spotkania-biznesowe-szkolenia-konferencje-i-kongresy). Dość powiedzieć, że szczególnie dla mniejszych sal, absolutnie krytycznym i zabójczym kryterium jest wymóg dwumetrowego dystansu pomiędzy uczestnikami. Jaki to ma wpływ na rentowność i ceny wynajmu?
Zacznijmy od początku.
Ceny wynajmu sal w największym stopniu dyktowane są cenami wynajmu metra kwadratowego powierzchni biurowej. Im większa sala, tym wyższa cena. W ten sposób ustalił się na rynku poziom cen wynajmu i tak kalkulują to też firmy szkoleniowe. To, że w Warszawie można wynająć salę dla 10 osób za 50 zł za godzinę, wynika z tego, że 10 osób można normalnie zmieścić w pomieszczeniu o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych.
Aktualne wytyczne zmniejszają pojemności sal ponad dwukrotnie. Jeśli sala A o powierzchni 30 metrów jeszcze w lutym 2020 roku mieściła 15 uczestników, aktualnie będzie to maksimum 7-8 osób. Skoro przy okazji dwukrotnie nie spadły ceny wynajmu lokali (a zazwyczaj nie spadły w ogóle), ceny sal pozostały na tym samym poziomie.
Jeśli aktualnie organizujesz szkolenie na 15 osób, będziesz zmuszona/y wynająć salę dwukrotnie większą niż w archaicznych czas przed pandemią. Czyli ZNACZNIE droższą.
Chociaż więc ceny fizycznych sal nie wzrosły, realne ceny wynajmu sal dla klientów wzrosły o ponad 50%.
2. Świat przeniósł się do sieci.
Co chwilę natykamy się na informację, że oto ‘szkolenia przeniosły się online i już nie wrócą do sal’. Albo, że pracownicy nie wrócą już do biur, bo okazało się, że praca zdalna nie dość, że jest tańsza, to jeszcze pracownicy są bardziej efektywni.
Te poglądy wydają się zupełnie na wyrost. Szkolenia powrócą do sal a pracownicy do biur. To, co jest jednak nieodwracalne, to pewna zmiana, która dokonała się w umysłach. Bo chociaż większości szkoleń nie da się równie efektywnie prowadzić online, a pracownicy na dłuższą metą nie mogą pracować wydajnie tylko z domu, to jednak pandemia zmotywowała w końcu wiele osób do podjęcia tej próby. Stąd wszyscy ci, którzy do tej pory wynajmowali sale, bo nie mogli przekroczyć swojej strefy komfortu i wejść w online, w końcu się do tego zabrali. I dla niektórych z nich, online zadziałał lepiej niż offline. Część szkoleń i spotkań już do sal po prostu nie wróci.
3. Covid będzie z nami na dłużej.
Zaskakująco wielu ludzi żyje w poczuciu, że niebezpieczeństwo masowej epidemii w Polsce jest już za nami i odmrażanie gospodarki = początek powrotu do normalności. Nic bardziej mylnego. Jesteśmy aktualnie tak samo (o ile nie bardziej) narażeni na zarażenie niż przed wprowadzeniem obostrzeń. Choć przepisy o dwumetrowym dystansie na sali szkoleń wydają się zbyt ostre, powiedzmy to wprost: w dobie pandemii siedzenie w grupie obcych ludzi przez 8 godzin w zamkniętym pomieszczeniu nie jest najlepszym pomysłem.
I to się szybko nie zmieni. Tym na co należy się szykować to raczej kolejna fala zachorowań i powracająca panika. Jedynym przełomem mogłaby być szczepionka lub jeszcze lapiej - skuteczne lekarstwo. Na razie jednak do wszelkich rewelacji w tym zakresie trzeba podchodzić ze sporym sceptycyzmem.
4. Nadchodzi głęboki kryzys finansowy.
Kwoty udzielnej pomocy w ramach przeróżnych tarcz kryzysowych czy Quantitative Easing są na tyle duże, że nawet najlepszym ekonomistom trudno jest przewidzieć, co tak naprawdę będzie grane w kolejnych miesiącach. W najlepszym wypadku będą to przejściowe gwałtowne turbulencje, przy których część pasażerów spadają z siedzeń, w najgorszym - wieloletnia zapaść. A to oznacza mniej pieniędzy na rynku do wydania.
5. Klienci sal nie mają się najlepiej.
Już sam relatywny wzrost cen sal jest sporym wyzwaniem dla wielu firm organizujących szkolenia czy konferencje. Zapewne jakoś tam jeszcze akceptowalny, jeśli wzrastałaby sprzedaż samych szkoleń.
Trend jest jednak przeciwny - chętnych na szkolenia jest jak na lekarstwo. Z dwóch powodów, o których wspominaliśmy wcześniej - obawy przed Covidem oraz niechęcią do ponoszenia dodatkowych wydatków w obliczu nadchodzącego kryzysu.
6. Część twoich konkurentów ma się świetnie.
Jeśli posiadasz własne sale i aktualnie wypruwasz sobie żyły, aby musieć zamykać swojego biznesu, pomyśl o tym, że nie wszyscy podzielają twoje obawy. Jest wiele obiektów z salami, które przeżywają teraz czas błogiego relaksu i odprężenia. Ich wynajmy stały się znacznie mniej kłopotliwe, bo nie trzeba użerać się z klientami.
A to, że sale nie zarabiają.. Na szczęście nie muszą sobie zawracać tym głowy. Bo to nie oni je utrzymują, tylko.. ty. Tak tak, instytucje publiczne mają całkiem sporo dużych i przyjemnych sal.
Jedyna dobra wiadomość dla wielu wynajmujących jest taka: aktualna gehenna branży zapewne wykrwawi część twojej konkurencji. Gdy w końcu przyjdzie jako takie odbicie (druga połowa 2021 roku?), a ty będziesz jeszcze przy życiu, możesz na tym nawet trochę skorzystać. Będzie jak znalazł na zapłatę podatku od umorzonej częśi pożyczki z PFRu.